Dzisiejszy artykuł kieruję przede wszystkim do Rodziców Dzieci przedszkolnych. Wczoraj miałam przyjemność prowadzić szkolenie dla tych właśnie. Informacji było dużo, myśli pewnie też. Dlatego zbieram wszystko- dla jednych, celem uporządkowania, dla innych przypomnienia, bądź refleksji.

Ja i moje dziecko. Blisko, bezpiecznie, bezwarunkowo.

Gdy na różnych warsztatach, szkoleniach, konsultacjach pytam Was jakie oczekiwania macie na dzisiaj względem swoich dzieci, odpowiedzi są każdorazowo bardzo zbliżone. Chcemy (ja również), by nasze pociechy były uśmiechnięte, posłuszne, dostosowane, współpracujące, samodzielne, grzeczne itp.

Gdyby teraz zastanowić się jakimi chcielibyśmy zobaczyć swoje dzieci, gdy będą wkraczały w dorosłość? Odpowiedzi znowu pojawiają się bardzo zbieżne. Chcielibyśmy, żeby byli to ludzie niezależni, pewni siebie, kochani i kochający, asertywni, opiekuńczy, życzliwi, wykształceni itp.

Czy nasze działania wychowawcze zmierzają do tego? Czy cele „na dzisiaj” prowadzą do celów dalekich? Dzieci różnią się od siebie- jedne są spokojne, inne nieustannie w ruchu, niektóre niezdecydowane, inne narzucające swoją wolę, uległe i dominujące, obserwujące i zaangażowane. Wszystkie te cechy wpływa na to, jaka postawę przyjmujemy wobec niego i jakie są nasze oczekiwania. Nie ma chyba tutaj „łatwiej” i „trudniej”, jest inaczej. Jednak przede wszystkim w przypadku dzieci „trudnych” wiele uwagi i energii poświęcamy na to, by przezwyciężyć jego upór i wyegzekwować to, by było grzeczne i posłuszne. Często dużym kosztem. Koncentrując się na samym zachowaniu dziecka, pomijając jego myśli, uczucia, samopoczucie fizyczne zaczynamy pracę „nad dzieckiem”, zamiast „z dzieckiem”. Dokonujemy tego na rożne sposoby, poprzez: obwinianie („zawsze muszę sprzątać po tobie, po całym takim dniu z tobą nie mam siły palcem kiwnąć”), oceny/ przezwiska („bawić się miałeś siły, po prostu leń z ciebie i tyle”), szantaż/ groźby („jeśli natychmiast nie posprzątasz tego bałaganu, wyrzucę wszystko do kosza”), rozkazy („masz to natychmiast posprzątać, marsz!), porównywanie („No, Ola to ma zawsze porządek w pokoju. Tylko ty taki bałaganiarz jesteś”). Wymieniać można, by jeszcze więcej, ale ważniejsze jest, co to robi mojemu dziecku? Motywuje do współpracy, czy budzi lęk, poczucie niezrozumienia, upokorzenie, autokrytykę? Odpowiedź zostawiam Wam.

Zawsze łatwo mówić komuś, czego nie powinien robić. Trudniej jest odpowiedzieć na pytanie, co zrobić? W przypadku relacji (nie tylko z dziećmi) proponuję zastąpić pytanie „co mam zrobić, żeby moje dziecko robiło, to co mu każę?” refleksją nad tym, „czego potrzebuje moje dziecko i jak mam wyjść naprzeciw tym potrzebom?”.

Może na przykładzie: spieszymy się do pracy, budzimy dziecko, ono zdaje się nie mieć ochoty na współpracę, nakłada kołdrę na głowę, tracimy z nim kontakt.

Możliwości:

1) przechodzimy od stanu cierpliwości- zabawa, żarty, łaskotki do stanu wzburzenia: „wstawaj natychmiast, wieczorem nie chciałeś spać, a teraz znowu nie możesz wstać. Zawsze to samo! Śpiesz się!”

Gramy dziecku na uczuciach, w zależności od jego temperamentu, albo posłucha i z płaczem zacznie robić, co mu każemy, albo rozpęta się dzika awantura, która zabierze nam masę czasu, bo dziecko aż do wyjścia nie będzie chętne do współpracy.

2) zastanawiamy się, co dziecko swoim zachowaniem na pokazuje i mówimy: „WIDZĘ, że chce ci się jeszcze spać. Daję ci jeszcze 3 minutki, a potem wstaniesz, bo zależy mi na tym, by zdążyć do pracy”.

Dziecko dostaje informację, że jest zrozumiane, że szanujemy jego uczucia. Efekt najczęściej jest taki, że dziecko wychodzi z łóżka po minucie.

Dla dziecka ważny jest komunikat „WIDZĘ CIĘ”. Widzę, co próbujesz mi pokazać. Widzę i nie drwię z ciebie, nie oceniam, nie upokarzam. Jestem.

Umów się na wizytę