Ludzie w związkach kłócą się o nie wyrzucone śmieci, o nie zakręconą tubkę pasty do zębów, o wyciągnięty w ostatniej chwili klucz do drzwi wejściowych mieszkania itp. Co się pod tymi sporami kryje? O co tak naprawdę się kłócimy?

Kłócimy się o to, co te śmieci, pasta i klucze dla nas znaczą. Bo ludzie nieustannie wyciągają wzajemne wnioski na swój temat, między innymi z takich właśnie szczegółów.

I tak, jeśli mężczyzna „będzie się domyślał” , kobieta uzyska dowód, że on „myśli o niej”. Jeśli ona musi go o wyrzucenie śmieci poprosić, pojawia się złość. Ona przeżywa te śmieci, bo czuje się za nie odpowiedzialna, przypisuje mężczyźnie to, co sama ma w głowie- że on od niej czegoś wymaga, że widzi bałagan tak samo jak ona, ale gra z nią na przeczekanie. Przypisuje mu nakładanie na siebie roli służącej, bo ją to uwiera, że ten kosz na śmieci jest pełny. A jemu to bez różnicy. Względem śmieci nie widzi tych śmieci, a nie względem niej ich nie widzi. Kobieta nie jest adresatką tego niewidzenia. To pierwszy poziom rozmienienia problemu. A co kryje się głębiej? To żeby on ją dostrzegał. A śmieci…? Cóż, one to maja wyrażać.

Problem niedokręcanych tubek pasty do zębów nieświadomie interpretować można jako na przykład wyraz małego zaangażowania. Pasta staje się symbolem. Symbolem nie dokończonych zadań, symbolem niepodopinanych spraw. Pasta może być też walką o przestrzeń- „zostawiasz odkręconą pastę, bo myślisz, że łazienka jest tylko twoja. Mnie tu nie dostrzegasz. Nie troszczysz się o mnie.”

Podobnie z kluczami- „wyciągasz je dopiero wtedy, gdy już czekamy pod drzwiami. Wcześniej w ogóle tego nie przewidujesz”. Co się może kryć pod takimi wyrzutami? Odczucie, że druga strona przewiduje tylko jeden ruch do przodu, że nie myśli perspektywicznie. I może dalej- „Pewnie dlatego inni mają to, co nam z taka trudnością przychodzi”. Wielka złość pod spodem.

Czasami oczywiście jest tak, że w kłótniach chodzi dokładnie o nic. Zwyczajnie, ktoś ma przypływ negatywnych emocji, które musi wyładować i nie ma to większego sensu, drugiego dna. Jeśli w tym momencie pójdzie się w stronę dyskusji, tłumaczenia bezsensowności, stanie się to kompletnie bezkonstruktywne. Wtedy lepiej po prostu przeczekać. Zrobić herbatę, powiedzieć, że nie ma się ochoty tego słuchać i zająć się własnymi sprawami.

Choć jest wyjątek. Nie wolno pozwolić, by do kanonu wzajemnych kontaktów (w tym kłótni i wyrażaniu różnicy poglądów) wchodziły zwroty nam ubliżające („ty sieroto, kretynie/kretynko” itp.). Jeśli się pojawią, a my dalej kontynuujemy rozmowę, milcząco wyrażamy zgodę na to, by mówiono o nas w ten sposób. Najpierw trzeba rozwiązać tą kwestię („nie zgadzam się, abyś tak do mnie mówił. Jeżeli to się powtórzy nie będę dalej z tobą rozmawiała”), partner powinien przeprosić i obie strony powinny mieć jasność, że takie zwroty są niedopuszczalne.

Wszystko to jest wielkim uogólnieniem, na większość wydarzających się procesów składa się wiele płaszczyzn. Postawa jest jednak chyba jedna wspólna. Jest nią refleksja na temat tego, „dlaczego robię to, co robię? O co mi tak naprawdę chodzi?”. A związek to dialog- „czym są dla ciebie te śmieci”? Należy dotrzeć do istoty sprawy.

Umów się na wizytę